Nazywam się Marina, mam 29 lat. Jestem starszą siostrą Anyi — tą, która w dzieciństwie zawsze była dla niej wzorem. Aż pewnego dnia, gdy tylko urodziła się młodsza siostra, po prostu przestałam być zauważana: bystra, głośna, nieodparta.
Anya zawsze wiedziała, jak być w centrum uwagi. Jej obecność zdawała się zatrzymywać świat. A ja… po prostu tam byłam. Cichy, niezauważalny cień. Wygodna. Zbyt miękka, by powiedzieć „nie”.
Kiedy otrzymałam zaproszenie na jej ślub, serce mi się ścisnęło. Nie chciałam iść. Nie chciałam zobaczyć jej w białej sukni, usłyszeć tego znajomego śmiechu i znowu grać ofiary. Ale mama nalegała:
— Musisz tam być, Marina. Przecież jesteście rodziną.
Słowo „rodzina” bolało. Bardziej, niż się spodziewałam.
Ślub odbył się w luksusowej sali. Wszystko było dokładnie tak, jak Anya sobie wymarzyła. Bujne kwiaty, kryształowe żyrandole, kieliszki szampana.
