Moja córka poprosiła mnie o przeniesienie jej do innej szkoły.

Weź po prostu.
Bez łez. Bez urazy. Bez pretensji. Po prostu podeszła do mnie, kiedy przygotowałam obiad i cicho zapytała: „Czy mogę się uczyć gdzie indziej?”.
Zapytałam, czy coś się stało.
Odpowiedziała, że ​​nie.
Zapytałam, czy mam znajomego.
Odpowiedziała, że ​​nie wie.
Więc pytanieam, czy ktoś ją dręczy.
Zamilkła.
Nie spałam tej nocy.
Następnego dnia wymyślam pretekst, aby zakazać z dyrektorem.
Ale tak naprawdę poszłam tylko obserwować.
Zoam na korytarzu, czekając na pozostawiony.
I wtedy ją spożywać.
Stała przy barierce, utrzymująca termos i marginalna w ziemi.
Grupa dziewczyn po prostu przeszła obok, przepychając się i śmiejąc.
Chłopak wylał sok na bluzkę i odejść.
Inna dziewczyna potajemnie wykonała swoje zdjęcie telefonem i przedstawiła je koleżankom – śmiejąc się.
Moja córka nic nie powiedziała.
Po prostu zamknęła usta.
Gdybym był do tego przyzwyczajona.
Ale coś innego, bolesnego mnie najbardziej.
W tym momencie akurat przechodziła nauczycielka.