Aby uczcić moje urodziny, zaprosiłem wszystkich moich najbliższych przyjaciół, ale nikt się nie pojawił. A kiedy dowiedziałem się, dlaczego, byłem przerażony

Każdy łyk wina sprawiał, że w gardle narastał mi ból. Nie mogłam przełknąć guli, która się uformowała.

Próbowałam dzwonić – po kolei do znajomych.

Nikt nie odebrał. Ani jeden.

Minęła godzina. Potem kolejna.

Siedziałam przy pięknie nakrytym stole, otoczona nietkniętym jedzeniem i migoczącymi świecami, wpatrując się w puste talerze, jakby mogły wyjaśnić, dlaczego jestem sama. Muzyka wciąż grała cicho, ale teraz czułam się okrutnie – jakbym została obsadzona w roli żartu w sztuce, w której nie wiedziałam, że biorę udział.

O dziesiątej wstałam cicho i zaczęłam sprzątać, wciąż mając nadzieję, że drzwi się otworzą i ktoś krzyknie: „Niespodzianka! Tylko żartowaliśmy!”.

Ale nikt nie przyszedł.

Wtedy wszystko się zmieniło.

Właśnie szykowałam się do snu, gdy zawibrował mój telefon — wiadomość od siostry:

„Widziałaś wiadomości? Bardzo mi przykro, nie wiedziałam, jak ci powiedzieć… Był wypadek. Ich samochód… jechali do ciebie”.

Zamarłam. Zdrętwiały mi ręce. Otworzyłam wiadomości.

Pierwszy nagłówek, jaki zobaczyłam:

„Wypadek na autostradzie… trzech trupów…”

Ekran rozmazał się, a moje serce zamarło.

To oni. Moi przyjaciele. Wszyscy trzej. W tym samym samochodzie.

Naprawdę nadchodzili. Nie zapomnieli.

Tej nocy nie mogłam płakać.

Po prostu siedziałam w ciemności, słuchając jednostajnego kapania wody z kuchennego kranu. Kieliszek do wina stał nietknięty. Talerze pozostały na stole — jakby czekały na gości, którzy nigdy nie przyjdą.

A ja… tak pochłonięta własnym bólem… że ani razu nie przyszło mi do głowy, że mogło się stać coś tragicznego.

Myślałam, że mnie porzucono.

Ale prawda była o wiele, wiele gorsza. 😢