Zamknięte drzwi
Szybko ruszyliśmy, okrążając parter, zanim weszliśmy na górę. Na końcu korytarza pojedyncze drzwi były zamknięte. Za nimi: cisza.
Zapukaliśmy stanowczo. Brak odpowiedzi.
Sekundę później usłyszeliśmy to — pospieszny oddech, a potem metaliczny dźwięk otwieranego zamka. Drzwi zaskrzypiały i w progu stanął mężczyzna. Jego twarz była blada, a ruchy sztywne.
Za nim, w słabym blasku lampki nocnej, stała kobieta. Jej dłonie ściskały coś blisko piersi.
Napięcie
Wszystkie instynkty się wyostrzyły. Powietrze było gęste, ciężkie, niemal wibrujące. Nasze dłonie zawisły przy pasach, gotowe, ale ostrożne. Mężczyzna nerwowo zerknął przez ramię, jakby rozdarty między zasłonięciem nam widoku a wpuszczeniem nas do środka.
I wtedy to zobaczyliśmy.
Szokujące odkrycie
Przedmiot, który trzymała kobieta, w końcu nabrał ostrości. Na ułamek sekundy nasze ciała zesztywniały, przygotowując się na najgorsze. Ale kiedy prawda wyszła na jaw, uderzył nas nie strach – lecz wstrząs tak głęboki, że wbił nas w ziemię.
W jej ramionach nie było broni. Nie było groźby. Ale noworodek, otulony cienkim, podartym kocykiem. Skóra dziecka była blada, oddech płytki. Twarz matki była zalana łzami, gdy szeptała drżącymi ustami:
— „Proszę… przyszedł za wcześnie. Nie wiedzieliśmy, co robić. Nie mamy pieniędzy na szpital. Baliśmy się…”
