Pobrałam próbki, wysłałam je do wyznaczonego laboratorium i czekałam.
Trzy tygodnie później przyszły wyniki. Nie musiałam ich nawet otwierać: Jack do mnie zadzwonił. Jego głos drżał.
„Przepraszam… przepraszam” – powiedział.
Nie odpowiedziałam.
„Są moje. Jestem idiotką”.
Wciąż milczałam.
„Czy mogę przyjść i je zobaczyć?”
Spojrzałam na moje córki, śpiące spokojnie. Przez myśl przebiegła mi chęć, żeby się rozłączyć. Ale pomyślałam o nich. Mimo wszystko miały ojca. Ojca zagubionego, ale jednak ojca.
„Chodź. Ale wiedz, że nie wrócisz do mnie. Wrócisz do nich”.
Zgodził się.
I choć nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość, wiedziałam jedno: nigdy nie zostawię moich córek. Nawet gdyby o tym pomyślał.
