Moja przyrodnia siostra poprosiła mnie o uszycie sukienek dla jej sześciu druhen, a potem odmówiła zapłaty za materiały i moją pracę.

„Jaki jest twój budżet na materiały i robociznę? Uszycie sześciu sukienek na miarę to nie lada wyczyn.”

„Nie martw się tym teraz. Zobaczymy, jak skończysz. Obiecuję, że ci zapłacę.”

„Dobrze. Zapłacę.”

Pierwsza dama, Sarah, przyjechała w czwartek. Wysoka, krągła i z wieloma opiniami.

„Nienawidzę wysokich dekoltów” – powiedziała, widząc mój szkic. „Wyglądam w nich jak zakonnica. Możesz to zrobić niżej?”

„Jasne. Będzie ok?”

„Idealnie. I muszę mieć super ciasną talię tu i tu.”

W piątek przyszła Emma, ​​drobna, pragnąc dokładnie odwrotnego efektu.

„Ten dekolt jest za głęboki” – powiedziała z obrzydzeniem. „Będę wyglądać wulgarnie. Możesz go podwyższyć? I luźniejszą talię. Nie lubię obcisłych rzeczy”.

„Oczywiście. Możemy to przerobić”.

„Świetnie. I chcę dłuższe rękawy. Nienawidzę swoich ramion”.

W sobotę przyszła Jessica, wysportowana, z własną listą:

„Potrzebuję wysokiego rozcięcia na nogę. Chcę móc tańczyć bez uczucia ucisku. I czegoś, co podtrzyma biust, proszę”.

Każda z nas miała mocne i sprzeczne wymagania.

„Czy możesz zrobić spódnicę luźniejszą w biodrach?” – zapytała Sarah podczas drugiej przymiarki. „W obcisłych fasonach czuję się ogromna”.

„W tym kolorze wyglądam blado” – poskarżyła się Emma. „Nie możemy zmienić go na niebieski?”

„Ten materiał jest tandetny” – wyrzuciła z siebie Jessica. „Nie będzie dobrze wyglądał na zdjęciach”.

Uśmiechnęłam się.
„Jasne. Wszystko poprawiliśmy”.

W międzyczasie Max płakał co dwie godziny.

Karmiłam go piersią jedną ręką, a drugą wbijałam szpilki.

Noce spędzałam pochylona nad maszyną do szycia do trzeciej nad ranem.

Rio znalazła mnie śpiącą na kuchennym stole, otoczoną nitkami i skrawkami.

„Zabijasz się tym projektem” – powiedziała mi pewnej nocy z kawą w dłoni i zmarszczoną twarzą. „Kiedy ostatnio spałaś dłużej niż dwie godziny?”

„Prawie skończyłam” – mruknęłam, trzymając szpilki w ustach.

„Rodzina, która nawet nie zapłaciła za materiały. Wydałaś 400 dolarów z naszego funduszu na dziecko, Amelio”.

I miała rację.

Kupiłam wysokiej jakości jedwab, podszewki, koronki i wszystko inne.

A Jade powtarzała: „Wkrótce ci zapłacę”.

Dwa dni przed ślubem dostarczyłam sześć idealnie dopasowanych sukienek.

Jade leżała na kanapie i patrzyła w telefon, kiedy zapukałam do drzwi.

Nawet na mnie nie spojrzała.

„Zostaw je w pokoju gościnnym”.

„Nie chcesz ich zobaczyć? Wyszły pięknie”.

„Jestem pewna, że ​​są odpowiednie”.

„Wystarczające?”

„Wystarczające?” Trzy tygodnie, 400 dolarów, nieprzespane noce… i były „wystarczające”?

— A co z płatnością, o której rozmawiałyśmy…

Teraz spojrzała w górę, unosząc brew.

— Płatność? Jaka płatność?

— Powiedziałaś, że zwrócisz mi koszty materiałów. I nie rozmawiałyśmy o moim koszcie szycia. Profesjonalne krawcowe biorą za to pieniądze.

— Mówisz serio? Oczywiście, że to był twój prezent ślubny! A co planowałaś mi dać? Zwykłą ramkę na zdjęcia ze sklepu? Blender?

— Wydałam pieniądze przeznaczone na zimowe ubrania Maxa. Jego płaszcz już nie pasuje, Jade…

— Nie dramatyzuj. Nawet nie masz pracy. Jesteś w domu cały dzień. Dosłownie dałam ci fajny projekt, żebyś się nie nudziła.

Jej słowa mnie zmroziły.

„Fajny projekt”.

„Jesteś w domu cały dzień”.

„Od tygodni nie spałam dłużej niż dwie godziny bez przerwy”.

„Witamy w macierzyństwie”. Teraz muszę się szykować. Dzięki za sukienki”.

Płakałam w samochodzie przez 30 minut.