Zawahałam się, po części dlatego, że nigdy nie łączyły nas z Cheryl najcieplejsze relacje. W jej tonie zawsze było coś krytycznego, nawet jeśli niewypowiedzianego.
Mimo to wydawała się szczera – a to oznaczało, że Beverly mogła pozostać blisko rodziny, oszczędzając nam jednocześnie wydatków na żłobek.
Część mnie autentycznie ulżyło. Zgodziłam się.
Na początku wszystko wydawało się w porządku.
Ale potem zachowanie Beverly zaczęło się niepokojąco zmieniać.
Pewnego wieczoru odsunęła obiad, który przygotowałam, oznajmiając: „Chcę dziś jeść tylko z tatą, babcią i jej przyjaciółką”.
Zatrzymałam się.
Tylko dla przykładu
„Kto jest przyjacielem babci, kochanie?” – zapytałam zmieszana.
Uśmiechnęła się tylko dziwnym, tajemniczym uśmiechem.
Myślałam, że może wymyśliła sobie jakąś wyimaginowaną przyjaciółkę, ale ciągle wspominała o „przyjaciółce babci” i stopniowo stawała się wobec mnie coraz bardziej zdystansowana.
Pewnej nocy, gdy układałam ją do snu, ściskała w dłoniach swoją zabawkę-jednorożca i szepnęła: „Mamo, dlaczego nie lubisz naszej przyjaciółki?”.
Przeszedł mnie dreszcz.
„Kto ci powiedział, że nie lubię twojej przyjaciółki?”.
Przygryzła wargę, a potem powtórzyła, niemal recytując: „Nasza przyjaciółka to rodzina, mamusiu. Tylko jeszcze tego nie rozumiesz”.
Tylko dla zobrazowania.
To było nienaturalne. Wyćwiczone.
Instynkt podpowiadał mi, że coś jest bardzo, bardzo nie tak.
W tę sobotę Cheryl przyszła na śniadanie. Jason i Bev byli w kuchni i smażyli naleśniki.
„Czy Beverly ostatnio poznała jakichś nowych przyjaciół? Może w parku?” – zapytałam swobodnie.
Cheryl nie podniosła wzroku znad kawy.
„Och, ona ciągle wymyśla sobie przyjaciół. Wiesz, jakie są dzieci” – powiedziała trochę zbyt swobodnie.
Ścisnęło mnie w żołądku. Nie uwierzyłam w to.
Tej nocy podjęłam decyzję, która przyprawiała mnie o mdłości: zainstalowałam z powrotem małą ukrytą kamerę, którą mieliśmy jeszcze z czasów, gdy Beverly była niemowlakiem, kiedy przez krótki czas mieliśmy nocną nianię.
Tylko dla przykładu
musiałam wiedzieć, co się dzieje.
