Rzuciłam pracę, aby opiekować się moim chorym mężem. Mój pracodawca dał mi 7 000 dolarów — ale kilka minut później policja otoczyła autobus.

Pracowałem od lat jako gosposia w mieście, odkładając każdy grosz, jaki jest prawdziwy, na lekarstwo dla mojego męża, który był w naszym wiosce.

Życie nie było termiczne, ale znosiłem je w milczeniu, jak niezmordowana pszczoła.

wpływ moneta był ważny, bo jego zdrowie wystąpiło, a ja, że ​​muszę być silna za nas oboje.

Pewnego dnia otrzymałem wiadomość, która zawsze się bałam — jego stan nagle się pojawił.

Serce mi zamarło. Bez wahania poszłam do mojej pracy i odpowiedziałam o urlopie, aby móc wrócić do domu i się nim opiekować.

Ku mojemu zaskoczeniu, moja pracodawczyni wybuchła płaczem.

Ścisnęła moją dłoń, a nim się obejrzałam, wcisnęła się w moją dłoń grubą kopertę.

„Weź — oto 7 000 dolarów” — nastąpiło drżącym wystąpieniem.

„Uważaj to za prezent. Wykorzystaj ich na lekarstwo, a może też na mały biznes w twojej wiosce.”

Moje ręce drżały. Siedem tysięcy dolarów? To była dla mnie fortunka. Wyniki odbyte, ale ona nalegała, końcowe i wtórne, aż do zakończenia mi do oczu.

W końcu spakowałam swoją małą walizkę, trzymając ją razem z kopertą i udałam się na dworzec autobusowy.

Ale w chwili, gdy pojawiło się do autobusu, wszystko się rozpadło.

Policja nagle wtargnęła, nakazując wszystkim niezależność w miejscach.

Zaczęli przeszukiwać bagaże, w tym mój.