Wtedy pewnego popołudnia pokojówka wróciła z poważną miną:
„Robią podejrzenia. Musisz szybko planować. To miejsce niedługo będzie bezpieczne”.
Tej nocy wyznała, że tylko jedno może zakończyć ten koszmar: dowody. Schowała księgi i papiery – zapisy nielegalnych interesów rodziny. Ujawnienie ich przyniosłoby sprawiedliwość, ale ich odzyskanie było ryzykowne.
Ułożyliśmy desperacki plan. Następnej nocy, gdy pracowała jak zwykle, czekałam z siostrzeńcem na zewnątrz. Kiedy wsunęła dokumenty przez bramę, wyskoczył cień – mój mąż. Jego warknięcie ścięło mi krew w żyłach:
„Co robisz?!”
Zamarłam, pewna, że to koniec. Ale służąca stanęła między nami, krzycząc drżącym głosem:
„Dość! Ile istnień zniszczysz, zanim to się skończy?!”.
Siostrzeniec chwycił mnie za ramię, ściskając papiery. „Uciekaj!”
Uciekliśmy na najbliższy komisariat, rzucając księgi na biurko. Początkowo funkcjonariusze wątpili w moją historię. Ale kiedy otworzyli akta, ukazały się niezbite dowody: listy nielegalnych pożyczek, zapisy nielegalnych układów, zdjęcia z tajnych spotkań.
Natychmiast wszczęto śledztwo. Kilku członków rodziny, w tym mój mąż, zostało aresztowanych. Skandal wybuchł w prasie, choć moje nazwisko było ukrywane.
Służąca, ranna w walce, przeżyła. Trzymałem ją za ręce, szlochając:
„Uratowałaś mi życie. Nigdy ci się nie odwdzięczę”.
Uśmiechnęła się blado: „Chcę tylko, żebyś żył w spokoju. To…
Wystarczy”.
Miesiące później przeniosłam się do innego miasta, zaczynając od nowa z niczym. Życie nadal było ciężkie, ale przynajmniej byłam wolna – nie byłam już uwięziona pod jego spojrzeniem.
Niektórymi nocami wspomnienia wciąż powracają, pozostawiając mnie z drżeniem. Jednak pojawia się też wdzięczność: za odwagę służącej, za pomoc siostrzeńca, za moją własną decyzję o ucieczce.
I zrozumiałam okrutną prawdę: dla niektórych panien młodych noc poślubna to świt szczęścia. Dla innych to początek walki o przetrwanie.
Byłam jedną z nielicznych szczęśliwców, którzy przeżyli, by opowiedzieć swoją historię.
