Ale widziałam, że mój syn nie kłamie. Jego oczy były przepełnione autentycznym przerażeniem.
Następnego dnia wzięłam wolne. Powiedziałam mamie, że idę do pracy i schowałam się w szafie w sypialni. Serce waliło mi tak mocno, że myślałam, że mnie usłyszy.
Ale wtedy złapała dziecko za rękę, wykręciła ją i wyjęła z walizki linkę, żeby związać mu nadgarstki.
Syn zawołał mnie. Mama podeszła i brutalnie zakryła mu usta dłonią. Ale najgorsze stało się później. Uniosła głowę w stronę sufitu i powiedziała:
– Widzisz? Zrobiłam, co mi kazałeś.
Posłuchała kogoś niewidzialnego, po czym roześmiała się głucho i rozdzierająco.
– Nie, on nie odejdzie… On jest nasz.
Nie wytrzymałam i wyskoczyłam z szafy:
– Mamo! Co ty robisz!
Odwróciła się. Jej oczy były dzikie i pełne blasku.
„Głosy tak mówiły” – wyjaśniła cicho.
– Jakie głosy?
„Są ze mną. Zawsze są ze mną…” Uśmiechnęła się szeroko, po czym nagle rozpłakała się i znów zaczęła się śmiać.
Mój syn szlochał, więc pospieszyłam do niego, rozluźniłam jego dłonie i przytuliłam go. Mama stała nieruchomo, mówiąc coś w pustkę.
Poszłam z mamą do lekarza. Po badaniach dowiedziałam się o diagnozie: schizofrenia.
Czułam się przerażona i zraniona. To była moja matka, ta, która kiedyś mnie chroniła, wychowywała i kochała. A teraz… mogła skrzywdzić mojego syna.
