W poranek mojego ślubu obudziłem się z niezwykłym poczuciem spokoju.
Mój smoking wisiał idealnie na drzwiach, świeżo wyprasowany i gotowy. Miejsce ceremonii było już ustalone, a każdy szczegół był na swoim miejscu.
Mój starszy brat, Eric – mój drużba – właśnie wysłał SMS-a z potwierdzeniem, że ma obrączki. Wszystko wydawało się idealnie zorganizowane.
Do 10:47.
Mój telefon znowu zawibrował. Kolejny SMS od Erica, ale tym razem nie dotyczył logistyki ślubu.
Nie rób tego. Zajrzyj do jej szafy. Teraz.
Wpatrywałem się w wiadomość z oszołomieniem. Czy to był jeden z perwersyjnych żartów Erica? Zawsze miał czarne poczucie humoru, ale to wydawało się… inne.
O czym ty mówisz? – odpowiedziałem.
Nikt nie odebrał. Zadzwoniłem – od razu na pocztę głosową.
Na początku zbagatelizowałem to jako przedślubną tremę i nietrafiony żart.
Ale ton tej wiadomości utkwił mi w pamięci – złowieszczy i bezpośredni. To nie był żart. To było ostrzeżenie.
Z narastającym niepokojem skierowałam się do sypialni, którą dzieliłyśmy.
Pokój w całości odzwierciedlał jej obecność – jedwabny szlafrok przewieszony przez krzesło, flakonik perfum na komodzie, nasze zaproszenie na ślub przypięte do lustra naklejką w kształcie serduszka.
Zatrzymałam się przed jej szafą, niepewnie. Co tam mogło być? Pewnie nic. Może Eric po prostu przesadzał.
Ale kiedy ją otworzyłam i odsunęłam sukienki, ścisnęło mnie w żołądku.
Z tyłu schowane było pudełko po butach zaklejone taśmą klejącą – używane, zapieczętowane i ponownie zapieczętowane, jakby kryło coś, co miało pozostać ukryte.
Ręce mi się trzęsły, gdy je opuszczałam i otwierałam.
Zdjęcia. Dziesiątki. Ona i on. Były, z którym przysięgała, że nie rozmawiała od lat.
