Bardziej niż czegokolwiek innego pragnęłam, żebym przesadzała – żeby moje zmartwienia to był po prostu stres, który wziął nade mną górę.
Ale nie wyobraziłam sobie tego. Nie myliłam się. I oddałabym wszystko, żeby tak było.
Mam na imię Martha i mam czteroletnią córkę, Beverly.
Mój mąż, Jason, i ja oboje pracujemy na pełen etat, więc Beverly zazwyczaj chodzi do żłobka w tygodniu.
To nie jest idealne i zawsze mam z tego powodu wyrzuty sumienia, ale była szczęśliwa, nawiązywała przyjaźnie, rozwijała się.
„Wszystko w porządku, Martho” – powiedział mi Jason pewnego ranka, kiedy pakowaliśmy lunch dla Beverly.
„Wiem, ale nie chcę, żeby czuła się odpychana” – przyznałam.
Miesiąc temu moja teściowa, Cheryl, zaoferowała pomoc w sposób, który brzmiał prawie zbyt pięknie, żeby mógł być prawdziwy.
Tylko dla przykładu
„A może zaopiekowałabym się Beverly w środy?” – zasugerowała przy kolacji. „Może zrobić sobie przerwę od żłobka, a my spędzimy trochę czasu z babcią. To jej dobrze zrobi”.
