Wstał, zrobił kilka kroków w głąb pokoju, a potem odwrócił się do mnie.
„Nie chodzi o to, że nie chcę ich kochać. Chodzi o to, że nie mogę… dopóki nie będę pewien”.
Nie mogłem w to uwierzyć. Ten mężczyzna, z którym dzieliłem moje obawy, nadzieje i te bolesne miesiące ciąży… wątpił we mnie. W naszą więź.
„Więc zrób test DNA. Udowodnij sobie to, co już wiem: te dzieci są twoje”.
Pokręcił głową. „Nie jestem pewien, czy tego chcę. A co, jeśli nie będę chciała?
Spojrzałam na niego, a w moich oczach pojawiły się łzy. „Więc wolisz je porzucić, nie wiedząc o tym?”
Cisza znów się przeciągała. Nagle zrobił krok w stronę drzwi.
„Zastanowię się”.
I wyszedł.
Spędziłam kolejne kilka dni w szpitalu bez żadnych wieści. Pielęgniarki pytały, czy ktoś po mnie przyjdzie. Powiedziałam, że tak, sama w to nie wierząc. Patrzyłam na moje córki, takie maleńkie, takie idealne. Nosiłam je w sobie, kochałam je, marzyłam o nich. Jak on mógł je porzucić?
Kiedy w końcu wyszłam ze szpitala, byłam sama z trójką dzieci i złamanym sercem. Zadzwoniłam do siostry, żeby mnie odebrała. Jack przestał odpowiadać na moje wiadomości. Nie mogłam pojąć, jak mężczyzna, którego kochałam, mógł tak zniknąć.
Kilka dni później przyszła koperta
W poczcie. Ani słowa, ani wyjaśnienia. W środku: trzy zestawy do testów DNA. Zrozumiałam, że postanowił to sprawdzić. Nie chciał mi uwierzyć. Nie po to, żeby ze mną rozmawiać. Tylko… żeby sprawdzić.
