Cichy koniec długiej zmiany
Na stacji benzynowej Crestwood dochodziła północ. Deszcz padał nieprzerwanie od kilku godzin, pozostawiając w powietrzu zapach mokrego asfaltu i benzyny. W małym sklepie spożywczym dwóch pracowników – Mark i Daniel – opierało się o ladę, wymieniając się nudnymi żartami o tym, jak przetrwali kolejną długą zmianę.
Dystrybutory na zewnątrz były puste. Na parkingu panowała cisza, zakłócana jedynie szumem jarzeniówek i sporadycznym syczeniem przejeżdżających samochodów na pobliskiej autostradzie. Obaj mężczyźni odliczali minuty do zamknięcia.
A potem zaczęło się szczekanie.
Pies, którego nie dało się zignorować
Głębokie, uporczywe szczekanie rozbrzmiało po parkingu. Początkowo Mark pomyślał, że to kolejny bezpański pies. Psy co jakiś czas przechadzały się, zwabione zapachem resztek jedzenia rzucanych w pobliżu śmietników. Ale kiedy wyjrzeli na zewnątrz, ten był inny.
Rudobrązowy pies stał prosto przed pompą nr 3. Deszcz spływał mu po futrze, a w oczach płonęło coś więcej niż głód. Zaszczekał ponownie – ostro, natarczywie, niemal rozpaczliwie.
„Uciekaj stąd!” krzyknął Daniel przez drzwi. Ale pies się nie ruszył. Zamiast tego podszedł bliżej, krążąc wokół nich, a jego łapy chlupotały w płytkich kałużach.
Kiedy Mark wyszedł na zewnątrz, zwierzę rzuciło się naprzód – nie po to, by ugryźć, lecz by wbić mu błotniste łapy w pierś, szczekając mu prosto w twarz z nieustającą natarczywością.
Dziwna walka
„Dość już!” jęknął Daniel, również wychodząc. Lekko zamachnął się butem, by odepchnąć psa, ale zamiast się wycofać, zwierzę wpadło między nich i uczepiło się mankietu spodni Daniela. Materiał rozdarł się z głośnym trzaskiem.
