„Nigdy nic nie osiągniesz” – kpili ze mnie przy obiedzie. Następnego dnia szef taty wszedł i powiedział: „Dzień dobry, pułkowniku”. Widelce opadły im, gdy…

Nazywam się Cassandra Rhys. Mam 30 lat, jestem pułkownikiem w armii Stanów Zjednoczonych i jutro rano będę siedzieć naprzeciwko ojca i brata podczas kluczowego przeglądu kontraktu obronnego. Nie wiedzą, że jestem łącznikiem z Pentagonem, który ostatecznie zatwierdza cały projekt.

Minęło pięć lat, odkąd wyszłam z tego domu i nie obejrzałam się za siebie.
Miałam dość bycia rozczarowaniem rodziny – córką, która „zmarnowała” swoją przyszłość, wstępując do wojska zamiast iść na studia biznesowe. Mój ojciec kiedyś żartował, że armia jest dla ludzi bez prawdziwych ambicji. To była nasza ostatnia szczera rozmowa.

Dziś wieczorem wracam na kolację. Mama będzie promieniała z awansu Ethana, tata kiwnie głową z aprobatą, a ktoś zapyta mnie, czy „nadal jestem gdzieś na misji”. Nie będę się kłócić. Nie będę ich poprawiać. Bo jutro, kiedy ich prezes nazwie mnie „pułkownikiem Rhysem” w pokoju pełnym dyrektorów, ta chwila olśnienia powie więcej, niż kiedykolwiek bym mógł. Niech sobie mówią dziś wieczorem. Jutro wszystko zmieni.

Podjazd wydawał się ciaśniejszy, niż pamiętałem. Mój wynajęty SUV wydawał się zbyt surowy, zbyt przemyślany obok wgniecionego crossovera mojej mamy. Wyłączyłem zapłon i siedziałem bez ruchu. Moje ręce były pewne – to, co nazywamy spokojem operacyjnym – ale żołądek ścisnął mi się jak zawsze przed zadaniem. Światło lampy na ganku rzucało ciepły odcień na wytartą wycieraczkę. Nic się nie zmieniło, a zwłaszcza mieszane uczucie bycia niewidzialnym i obserwowanym w chwili, gdy wszedłem do środka.